Jak powstało imperium Tybetu?

opublikowano: 2025-10-24, 17:17
wszelkie prawa zastrzeżone
Zimą 763 roku w potężnym chińskim cesarstwie Tang wydarzyła się rzecz niewyobrażalna. Ulicami Chang’anu, stolicy imperium, maszerowała zwycięska wroga armia Tybetańczyków, o których istnieniu jeszcze sto lat wcześniej większość Chińczyków nie słyszała…
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Sama van Schaika „Tybet. Historia”.

Wieże Que wzdłuż murów Chang'an z czasów dynastii Tang, przedstawione na fresku z ok. 701 r. z grobowca Li Chongruna w Mauzoleum Qianling w Shaanxi

Chang’an był nie tylko siedzibą cesarskiego dworu, ale też ośrodkiem kultury słynnej w całej Azji. Ulice wypełniał ruchliwy tłum kupców, grajków, mnichów i urzędników zajętych swoimi sprawami. Chińscy cesarze spoglądali z wyższością na kraje leżące poza granicami ich państwa, uznając je za barbarzyńskie, co z perspektywy Chang’anu wydawało się oczywiste.

Jednak tybetański podbój nie był prymitywnym najazdem barbarzyńców. Napastnicy najpierw wywabili ze stolicy wojska generała Ziyi i podjęli z nimi walkę w zachodnich prowincjach. Dopiero po jakimś czasie, gdy było już za późno, Chińczycy zorientowali się, że do Chang’anu zbliżają się ze wschodu oddziały tybetańskich sojuszników. Cesarz uciekł wraz z dworem z pozbawionego obrony miasta. Tybetańczycy otrzymali w ten sposób wspaniałą okazję wkroczenia do stolicy przed powrotem chińskiej armii, bowiem część dworu zbuntowała się przeciwko swojemu władcy i przeszła na ich stronę. Rebelianci otworzyli miejskie bramy, a wojsko tybetańskie zajęło miasto, nie napotkawszy żadnego oporu.

Dowodzący tybetańską armią generał nie zamierzał przejmować władzy nad Chang’anem. Zamiast tego nagrodził buntowników, umieszczając na cesarskim tronie ich przywódcę, który w ciągu kilku dni mianował nowy rząd i ogłosił powstanie nowej dynastii. Jednocześnie chińska armia, zdemoralizowana tchórzostwem poprzedniego władcy, po prostu się rozsypała. Zdetronizowany cesarz znalazł się w strasznej sytuacji. Jak pisali historycy, musiał „zmagać się w pocie czoła” z przeciwnościami, a jego wojsko zamieniło się w uzbrojone bandy, które grabiły i plądrowały wioski.

Jak się okazało, Tybetańczycy nie mieli ochoty na porządkowanie tego chaosu: innymi słowy, wcale nie chcieli rządzić Chinami. Osadziwszy na tronie marionetkowego władcę, opuścili miasto. Niektórzy mówią, że dotarły do nich pogłoski o nadciągającej z południa wielkiej chińskiej armii. Rzeczywiście, do stolicy zbliżał się generał Ziyi, tyle że miał pod sobą zaledwie tysiąc żołnierzy stanowiących przypadkową zbieraninę. W Chang’anie zastał resztki tybetańskich oddziałów oraz przestraszonego figuranta na tronie. Chcąc zrobić na mieszkańcach większe wrażenie, wkroczył do stolicy przy dźwiękach bębna, oznajmiając w ten sposób, że przywraca dawny porządek. Niedługo potem do stolicy powrócił cesarz z dynastii Tang. Jego państwo zostało mocno okrojone, bo choć Tybetańczycy nie próbowali przejąć imperialnych rządów, to ustanowili granicę kilkaset kilometrów na zachód od stolicy i zmusili chińskiego cesarza do zawarcia układów pokojowych, które skutecznie odcięły Chiny od Zachodu.

reklama

Jak to się stało, że Tybetańczycy okazali się dla Chin aż takim zagrożeniem? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się o całe stulecie, do czasów, kiedy król, który nazwał siebie „Synem Bogów”, okiełznał wojownicze tybetańskie klany i skierował ich siłę na zewnętrznych wrogów. Ta eksplodująca potęga zgniatała wszystko na swojej drodze. W jej centrum znajdował się Boski Syn, człowiek otoczony nieziemską aurą, Songtsen Gampo.

Boskie przeznaczenie księcia Songtsena

Książę Songtsen urodził się, by wypełnić swoje przeznaczenie. Od pierwszych chwil życia uczestniczył w ceremoniach i rytuałach, wychowywano go do szczególnej roli, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że różni się od wszystkich innych chłopców. Jego ojciec był wielkim władcą, nie zwykłym monarchą, ale tsenpo, ucieleśnieniem bóstwa na ziemi. Songtsen odziedziczył po nim ten tytuł, a wraz z nim blask reprezentowanej przez ojca boskości, blask, który docierał do najdalszych krańców Tybetu. Zapewne wcześniej nie wszyscy słyszeli o tsenpo, jednak ojciec Songtsena, zawierając sojusze z innymi klanami, sprawił, że to się zmieniło. Wykorzystywał swój na wpół boski status, ingerując w międzyklanowe walki, a jednocześnie stawiając się ponad nimi. Taka właśnie była natura tsenpo – był jednocześnie z tego i z innego świata.

Generał Guo Ziyi

Przez całe dzieciństwo Songtsen wysłuchiwał opowieści o dzie jach swojego rodu. Mówiły one, że pierwszy tsenpo zszedł z niebios przez świętą górę i niczym deszcz użyźnił ziemię. Naczelnicy klanów oddawali mu pokłony, bo jego przeznaczeniem było sprawować nad nimi władzę. Pierwsi tsenpowie byli jak bogowie wśród ludzi. W czasie swojej służby na ziemi przez cały czas utrzymywali związek z niebem przy pomocy wychodzącej z czubka głowy „niebiańskiej pępowiny”. Gdy przychodził ich czas, wznosili się po niej do nieba, nie doświadczając upokorzenia śmierci. Jednak Songtsen zdawał sobie sprawę, że od czasów tych szlachetnych przodków jego ród podupadł. Zniknęła niebiańska pępowina, roztrwoniona przez tsenpo imieniem Drigum.

Drigum był awanturnikiem, który bezsensownie wadził się ze swoimi poddanymi i nieustannie wyzywał ich na pojedynki – choć nie było to sprawiedliwe, bo przecież walczył boskim mieczem wykutym w niebie. I w końcu trafiła kosa na kamień. Jeden z jego dworzan przyjął wyzwanie na pojedynek pod warunkiem, że tsenpo odłoży swoją magiczną broń. Sam natomiast przygotował podstęp. Przyprowadził sto wołów, przytroczył im worki z popiołem, a potem przymocował do rogów złote groty. Gdy pojedynek się zaczął, zwierzęta rozpętano i dworzanin zabił tsenpo w kłębach popiołu unoszącego się w powietrzu z rozdartych rogami worków. W ten sposób połączenie z niebem zostało utracone. Ciało Driguma umieszczono w miedzianej trumnie i wrzucono do rzeki.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Sama van Schaika „Tybet. Historia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Sam van Schaik
„Tybet. Historia”
cena:
89,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo W.A.B.
Tłumaczenie:
Elżbieta Smoleńska
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
480
Premiera:
12.11.2025
Format:
150x225 [mm]
ISBN:
978-83-8425-642-8
EAN:
9788384256428
reklama

Dlatego Songtsen wiedział, że tsenpowie umierali jak zwykli ludzie, a okazji do śmierci mieli wiele. Ojciec Songtsena z odwagą prowadził swoje wojska w sam środek bitwy. Otaczający go blask boskości oraz osobista odwaga zjednały mu wielu klanowych przywódców, dzięki czemu jego obszar władania, początkowo obejmujący jedynie dolinę Jarlungu na południu Tybetu, rozciągnął się na cały Tybet Środkowy. Dawniej zamieszkiwali te tereny koczownicy, którzy później zaczęli się osiedlać w żyznych dolinach na południu Tybetu. Budowali swoje siedziby na skalistych zboczach wznoszących się ponad zielonymi polami i wioskami w dolinach – były to wysokie zamki, które miały przetrwać każde oblężenie.

Czy przywódcy klanów rzeczywiście wierzyli w boskie pochodzenie tsenpo? Zapewne tak, o ile było im to przydatne. Tsenpo służył za użyteczny symbol, który pozwalał im się jednoczyć. A sam, przynajmniej w teorii, wyrastał ponad drobne utarczki, więc mógł skłonić naczelników, by odłożyli na bok swoje spory w imię wyższego celu, nawet jeśli tym celem była większa władza. Przywódców klanów wiązała ze sobą i z tsenpo wyjątkowo uroczysta przysięga, składana pod kopułą nieba, przed wielkimi górami, w obecności ziemskich bóstw. Słowa przysięgi ryto w kamieniu i przypieczętowywano złożeniem ofiary. Jednak w praktyce naczelnicy wspierali tsenpo, gdy służyło to ich interesom, a spiskowali przeciwko niemu, gdy było to bardziej opłacalne. Dzieje tej tybetańskiej dynastii, jak wielu innych dynastii na świecie, obfitują w liczne intrygi. Niemal każdy tsenpo odchodził z tego świata wśród burzliwych kłótni o sukcesję. A ponieważ nowy tsenpo był zazwyczaj dzieckiem, ministrowie, a zwłaszcza premier, mogli się cieszyć sprawowaniem władzy w jego imieniu.

W ostatecznej sytuacji naczelnik klanu mógł się wycofać do swojego zamku. Z tamtych czasów zachowała się tylko jedna taka budowla. Jumbu Lhakang wznosi się majestatycznie na skalistym szczycie, jego bielone mury mają lekkie nachylenie. Na niższych kondygnacjach brakuje okien, ale z wysokiej wieży roztaczają się rozległe widoki na cztery strony świata. Widząc takie zamki, nie mamy wątpliwości, że życie pierwszych klanowych przywódców było pełne zagrożeń. Ojciec Songtsena odniósł swoje największe zwycięstwo, zdobywając jedną z takich warowni. Jego najważniejszym przeciwnikiem był pochodzący z wysokiego rodu Zingpo, równie charyzmatyczny jak tsenpo, bowiem umiał zawierać skuteczne sojusze z przywódcami innych klanów. Po wielu bitwach i zdradach Zingpo nie miał innego wyjścia niż schronić się w swoim bastionie. Mury warowni okazały się nie do zdobycia, więc tsenpo musiał odwrócić bieg rzeki, żeby zalać zamek, i dopiero w ten sposób zapewnił sobie zwycięstwo.

reklama

Książę Songtsen nie tylko był dziedzicem boskiego pochodzenia, ale też władcą ogromnego królestwa. Nie dostał go jednak na talerzu. Gdy miał trzynaście lat, jego ojciec został otruty. Terytoria przejęte wcześniej od innych klanów zbuntowały się; to dowodziło, jak bardzo królestwo Tybetu potrzebowało tsenpo, który mógłby zjednoczyć kraj. Songtsen o tym wiedział. Schwytał zdrajcę, który zabił jego ojca, kazał go zgładzić, stłumił powstanie, a następnie ruszył na czele swoich wojsk na zachód, żeby poskromić wrogą armię nękającą tybetańską granicę. Był jeszcze nastolatkiem, ale pokazał swoją siłę. Los tsenpów znalazł się w dobrych rękach.

Pomnik Songtsena Gampo na koniu przed Biblioteką Songtsena w Dehradun w Indiach (fot. Bhavna Sayana)

[…]

Jednocześnie Songtsen zaczął umacniać zagraniczne sojusze. Okazja zawarcia przymierza z Nepalem spadła mu jak z nieba, gdy król Nepalu Narendradewa został obalony i udał się na wygnanie do Lhasy. Przebywał tam ze swoim dworem przez dekadę lat trzydziestych VII wieku. Tybetańczycy wiele się od niego nauczyli. W tamtym okresie powstał Dźokhang, najstarsza tybetańska świątynia buddyjska, wzniesiona na wzór świątyń nepalskich; wykonaniem jej architektonicznych detali zajmowali się nepalscy rzemieślnicy. Od tamtego czasu była przebudowywana i powiększana, jednak wciąż stoi w Lhasie i jest celem pielgrzymek tybetańskich buddystów. Na początku lat czterdziestych VII wieku Narendradewa wrócił do Nepalu na czele tybetańskiej armii, a gdy odzyskał władzę, był w zasadzie wasalem tybetańskiego imperium.

Podobnie się działo na wschodzie. W latach trzydziestych VII wieku władca z nowo powstałej chińskiej dynastii Tang był pochłonięty umacnianiem zachodnich granic państwa, czyli między innymi obroną przed plemionami Aśa. W 634 roku Songtsen posłał na chiński dwór poselstwo, ale nic nie wskórał. Cztery lata później, gdy był o te cztery lata mądrzejszy, wyprawił kolejnego posła z prośbą o rękę chińskiej księżniczki. O wadze tej misji świadczy fakt, że tybetańskim emisariuszem był Gar Tongtsen, potomek starożytnego klanu Gar, premier, dowódca wojskowy i prawa ręka Songtsena. Przyjęto go życzliwie. I gdy już poważnie rozważano jego prośbę, na dworze pojawił się książę z Aśi, składając taką samą propozycję. Pomimo wielu zwycięskich bitew Tybet był dla chińskiego dworu małym, nieznanym państwem, dlatego Gar Tongtsen został odesłany do domu, a księżniczkę przyrzeczono jego rywalowi.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Sama van Schaika „Tybet. Historia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Sam van Schaik
„Tybet. Historia”
cena:
89,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo W.A.B.
Tłumaczenie:
Elżbieta Smoleńska
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
480
Premiera:
12.11.2025
Format:
150x225 [mm]
ISBN:
978-83-8425-642-8
EAN:
9788384256428
reklama

Dla Songtsena był to poważny afront. Chińczycy nie docenili tybetańskiego imperium i mieli tego pożałować. Songtsen wysłał swoją armię wzmocnioną oddziałami z Śangśungu na terytoria Aśi, gdzie szybko odniósł zwycięstwo, a ogromne tereny na północny wschód od Tybetu – dzisiejsze Amdo – stały się częścią tybetańskiego imperium. Stojąc teraz ze swoją armią na chińskiej granicy, miał lepszą pozycję przetargową. I nie prosił już grzecznie, lecz żądał ręki księżniczki, grożąc w przypadku odmowy wysłaniem swoich wojsk w głąb Chin. Chiński cesarz, lekceważąc parweniuszowskie królestwo, odrzucił żądanie i wydał swojej armii rozkaz, by dała nauczkę Tybetańczykom. Jednak Chińczycy zostali szybko pokonani, a cesarz musiał zmienić zdanie na temat nowego zagrożenia z zachodu.

Na dworze wielkich władców Tang

Chiński cesarz Taizong miał wiele wspólnego z tybetańskim tsenpo. Był jednym z największych budowniczych imperium i jednym z najświetniejszych przywódców Chin. Urodził się w szanowanej rodzinie wojowników konnej jazdy, klan jego matki miał tureckie korzenie, łączyły go też stosunki z na wpół koczowniczymi plemionami żyjącymi na zachód od Chin. Taizong i jego ojciec obalili poprzednią dynastię Sui i na jej gruzach założyli nową pod nazwą Tang. Przez całe stulecia Chiny były podzielone na wiele drobnych królestw rządzonych przez krótkotrwałe dynastie, w większości zakładane przez koczowniczych wojowników ze stepów. Ludzie spoglądali z nostalgią na czasy dynastii Han, która kiedyś władała rozległym terytorium ciągnącym się od Korei na wschodzie po Kaszgar na zachodzie. Jednak dynastia Han upadła cztery stulecia wcześniej. Równać się z nią mógł jedynie Taizong, który zapisał się na kartach historii Chin jako jeden z największych bohaterów.

Za sprawą swojego dość niskiego pochodzenia Taizong był człowiekiem praktycznym i skromnym, przynajmniej jak na cesarza. Nie tracił czasu na przepowiednie i magiczne mikstury, które fascynowały jego przodków, natomiast chętnie korzystał z rad doświadczonych urzędników. I podobnie jak Songtsen w Tybecie, budując swoje imperium, wolał współpracować niż wchodzić w konflikty. Mimo to budził na dworze strach i respekt. Był potężnej postury i często wpadał we wściekłość, co robiło wrażenie także na rywalach Tangów, którzy wywodzili się głównie z wojowniczych plemion tureckich i tybetańskich.

reklama

Gdy Songtsen pokazał, na co go stać, pokonując chińskie bataliony, wycofał swoje wojska i ponownie wysłał Gara z poselstwem. Premier pojawił się w Chang’anie w 641 roku, przywożąc ze sobą kosztowności, które ofiarował jako daninę. Dla każdego Tybetańczyka Chang’an musiał być miastem ekscytującym i przytłaczającym jednocześnie. Ze swoimi dwoma milionami mieszkańców i tłumami przybyszów było jedną z najbardziej kosmopolitycznych metropolii ówczesnego świata. Tureccy książęta, japońscy pielgrzymi i żydowscy kupcy mieszali się na licznych targowiskach, gdzie – zwłaszcza na cieszącym się złą sławą zachodnim rynku – można było kupić niemal wszystko. Przybysze o lepszej reputacji mogli podziwiać uroczystości odbywające się w jednym z buddyjskich klasztorów, sprowadzających buddyjską kulturę z Indii do serca chińskiego imperium.

Mural przedstawiający Taizonga z 642 roku

Nieufność wobec cudzoziemców splatała się na chińskim dworze z fascynacją egzotyką. Szczególnie silna w epoce Tang była miłość do wszystkiego, co tureckie, a owocowało to dziwnymi czasem widokami, na przykład Chinki paradowały po ulicach w strojach tureckich kawalerzystów. Syn Taizonga i następca tronu był takim turkofilem, że zamieszkał w rozstawionym na pałacowych terenach obozie z tureckich namiotów, kazał wszystkim mówić po turecku, a jadał gotowaną baraninę, którą na turecką modłę odkrajał sobie własnym mieczem. Jednocześnie normy ustanowione przez Taizonga zaczęły się kruszyć. Początkowo potępiał on dawne dynastie, ale już w latach czterdziestych VII wieku przypominał karykaturę zdeprawowanego cesarza. Na jego rozkaz wzniesiono ogromny i niewiarygodnie kosztowny kompleks pałacowy, który następnie zburzono, bo Taizong uznał, że architekt wybrał nieodpowiednią lokalizację. Urzędnicy zaczęli szemrać o tym, jak Taizong rozmiłował się w polowaniach, tradycyjnej rozrywce chińskich cesarzy, i jak rzadko widywano go na dworze.

Chang’an bardzo różnił się od Tybetu z jego kamiennymi zamkami. Zagranicznych wysłanników witano tu olśniewającymi uroczystościami, które miały wywołać zachwyt i respekt. Kwaterowani byli w jednym z czterech zajazdów usytuowanych przy miejskich bramach, a o ich aktywnościach i sposobach spędzania czasu decydowali właściciele zajazdów, którzy byli jednocześnie cesarskimi szpiegami. Cesarz ustalał rangę posłów w zależności od tego, jak oceniał ich przydatność dla imperium, stąd bezceremonialne odsunięcie tybetańskiej delegacji podczas poprzedniej misji.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Sama van Schaika „Tybet. Historia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Sam van Schaik
„Tybet. Historia”
cena:
89,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo W.A.B.
Tłumaczenie:
Elżbieta Smoleńska
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
480
Premiera:
12.11.2025
Format:
150x225 [mm]
ISBN:
978-83-8425-642-8
EAN:
9788384256428
reklama

Audiencji u cesarza towarzyszyła wymyślna uroczystość, która miała oszołomić gościa i pokazać mu wielkość dynastii Tang. Najpierw poseł przechodził przez ogromną salę imperialną, w której mijał pięć dywizji uzbrojonych żołnierzy ubranych w szkarłatne stroje. Następnie niczym aktor na scenie odczytywał tekst, w którym jako wasal składał hołd wielkiemu cesarzowi. Cesarz nie musiał się w ogóle odzywać, wszystkim zajmował się jego urzędnik odpowiedzialny za protokół.

Jednak Taizong, który nie zawracał sobie głowy ceremoniałem, sam zadawał Garowi pytania i był pod wrażeniem jego błyskotliwych odpowiedzi. Istnieje portret Gara z tamtego spotkania. Widzimy na nim szczupłego mężczyznę w średnim wieku z długim, wąskim nosem i jasną brodą, z czarną przepaską na włosach, ubranego w czerwonozłote szaty w perskim stylu. Gar zdobył sobie szacunek cesarza, który jemu też zaproponował rękę jednej z księżniczek. Jednak tybetański wysłannik nie przyjął tej propozycji, wykazując przy tym niezwykłe zdolności dyplomatyczne. „Mam już żonę w swoim kraju – powiedział – którą wybrali moi rodzice. Nie umiałbym jej oddalić. Poza tym tsenpo nie widział jeszcze księżniczki, która została jemu przyrzeczona, a ja, jego pokorny sługa, nie mógłbym wziąć ślubu przed nim”. Taizong znów był pod wielkim wrażeniem, ale nie zamierzał tolerować odmowy. I tak Gar powrócił do Tybetu z dwiema narzeczonymi.

Chińscy historycy wyrażają się o nim bardzo pochlebnie, a tybetańscy bardowie barwnie opiewają jego czyny. Ich opowieści są niezwykle zajmujące i nawet jeśli nie ma w nich prawdy historycznej, to dowodzą one, że Tybetańczycy z miłością wspominali Gara i jego zaradność. Jak śpiewano w pieśniach, o rękę chińskiej księżniczki ubiegało się wielu innych konkurentów, więc żeby zapewnić żonę Songtsenowi, Gar musiał przejść kilka wyznaczonych przez cesarza prób. W jednej z nich delegaci otrzymali po sto dzbanów piwa, które musieli wypić do południa następnego dnia, nie upijając się i nie wylewając ani kropli. Wszyscy wychylali ogromne dzbany jeden po drugim, więc szybko się upijali, wszędzie rozlewali piwo i wymiotowali. Jedynie Gar rozdał swoim podwładnym malutkie kubki, które zmuszały ich do picia piwa powoli. Dzięki temu rozsądnemu posunięciu Tybetańczycy nie rozlali ani kropli i zachowali względną trzeźwość.

reklama

W ostatnim zadaniu konkurenci mieli odgadnąć, która spośród pokazanych im stu dam jest księżniczką. Gar już wcześniej zaprzyjaźnił się z chińską szlachcianką, pełniącą w zajeździe funkcję opiekunki tybetańskiej delegacji. Teraz postanowił jeszcze bardziej zacieśnić tę znajomość – zjedli razem kolację, trochę się upili i poszli do łóżka. W chwili intymnej bliskości Gar poprosił ją, by opisała mu księżniczkę, ona jednak odmówiła, bojąc się, że dzięki wróżbom księżniczka dowie się, kto ją zdradził. Gar znalazł wtedy genialne, choć nieco dziwne rozwiązanie. Zamknął drzwi swojej kwatery na klucz, ustawił na podłodze duży czajnik wypełniony wodą i piórami rzadkich ptaków. Przykrył go czerwoną tarczą i kazał kobiecie na nim usiąść. Założył jej na głowę gliniany garnek z wetkniętą miedzianą rurką. „Podaj mi opis księżniczki, mówiąc do rurki – polecił. – Nawet jeśli ktoś to odkryje dzięki wróżbom, to i tak nikt mu nie uwierzy”. Chinka opisała twarz i strój księżniczki ze wszystkimi szczegółami, dzięki czemu następnego dnia Gar mógł ją zdobyć dla tsenpo.

Tablica tybetańska z czasów dynastii Yarlung (fot. Jean-Pierre Dalbéra)

Księżniczka odjechała pod eskortą do Tybetu, a jej ślub z Songtsenem zapewnił dwadzieścia lat pokoju między państwami. Była to też epoka intensywnej wymiany kulturalnej – tybetańscy arystokraci podróżowali do Chang’anu, żeby kształcić się w tamtejszych szkołach, natomiast do Tybetu wysyłano chińskich rzemieślników wykwalifikowanych w produkcji papieru i tuszu oraz przekazywano wiedzę o hodowli jedwabników czy wykorzystaniu koła młyńskiego. Jak piszą chińscy historycy, gdy księżniczka przybyła do Lhasy, od razu zajęła się cywilizowaniem Tybetańczyków. Przekonała między innymi tybetańską szlachtę do tego, by zamienili filc i futra na chiński jedwab i zrezygnowali z malowania twarzy na czerwono. Ale według historyków tybetańskich największym wkładem księżniczki było stworzenie pierwszych związków Tybetu z buddyzmem. Żona Songtsena przywiozła ze sobą posąg Buddy, który ustawiono w specjalnej świątyni zwanej Ramoće. Później przeniesiono go do innej świątyni, Dźokhang, w której znajduje się do dziś.

W Lhasie stoi też posąg Songtsena, który ma po jednej stronie chińską księżniczkę, a po drugiej nepalską (zapewne była to legendarna postać). Dla późniejszych Tybetańczyków małżeństwa z tymi księżniczkami, sprowadzenie przez nie posągów Buddy i zachęcanie tsenpo do budowania buddyjskich świątyń stanowiły najważniejsze symbole jego rządów. Choć oczywiście ani sam tsenpo, ani jego dworzanie tak tego nie widzieli. Następcę tronu urodziła jedna z tybetańskich żon (cały harem był dość liczny), a buddyzm tymczasem krążył po Tybecie jako kolejny towar importowany.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Sama van Schaika „Tybet. Historia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Sam van Schaik
„Tybet. Historia”
cena:
89,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo W.A.B.
Tłumaczenie:
Elżbieta Smoleńska
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
480
Premiera:
12.11.2025
Format:
150x225 [mm]
ISBN:
978-83-8425-642-8
EAN:
9788384256428
reklama
Komentarze
o autorze
Sam van Schaik
Angielski tybetolog, pracownik British Library. Autor książek poświęconych historii, literaturze i kulturze Tybetu.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone